W marcu 1974 roku FedEx miał zaledwie 3 lata i był na skraju upadku. Firma spaliła 30 milionów dolarów, a inwestorzy domagali się głowy Freda Smitha. Już wybrali jego następcę: generała Howella Estesa, emerytowanego oficera Sił Powietrznych z imponującym CV i zerowym doświadczeniem w startupach. Zarządowe spotkanie mające na celu sfinalizowanie usunięcia Smitha trwało do późna w nocy. Podczas gdy deliberowali za zamkniętymi drzwiami, w korytarzu działo się coś bezprecedensowego. Każdy z wyższych oficerów FedEx cicho się zebrał i sporządził identyczny list: „Następujący członkowie wyższej kadry zarządzającej składają niniejszym swoje rezygnacje ze skutkiem natychmiastowym po rezygnacji lub zwolnieniu Fredericka W. Smitha.” I jeden po drugim, każdy z nich to podpisał. Kiedy zarząd wyszedł z decyzją, aby zatrzymać Smitha, ale zdegradować go do roli prezesa, wręczono im ten list. Przesłanie było jasne: zwolnijcie Smitha, a stracicie wszystkich. Zarząd następnie zaproponował prezydenturę jednemu z liderów buntu. To była łapówka przebrana za awans. Więcej pieniędzy. Więcej władzy. Spojrzał im w oczy i powiedział nie. Nie przyjmie tej pracy bez Smitha. To nie chodziło o to, że Smith był miłym szefem czy dobrze płacił. FedEx w tamtym czasie był całkowicie spłukany. Ci menedżerowie ryzykowali bezrobociem w brutalnej recesji, aby chronić człowieka, którego firma mogła nie przetrwać miesiąca. Dlaczego więc? Ponieważ Smith zasłużył na to poprzez wspólną ofiarę. Kiedy FedEx skończył pieniądze, Smith jako pierwszy obniżył sobie pensję. Kiedy samoloty potrzebowały paliwa, zastawił własny dom. Kiedy pracownicy pracowali bez wypłat, był tam obok nich. Fred Smith zasłużył na to, wchodząc jako pierwszy w ogień. A jego pracownicy widzieli to na własne oczy. Tamtej nocy zarząd zatrzymał Smitha jako przewodniczącego. A w ciągu 18 miesięcy FedEx osiągnął pierwszy zysk. A menedżerowie, którzy zaryzykowali wszystko dla swojego założyciela? Stali się milionerami, gdy firma weszła na giełdę.